13:00

"3096 dni" - Natascha Kampusch




„Nienawidziłam uczucia bezradności, które przypominało mi, że jestem dzieckiem. Chciałam być reszcie dorosła w nadziei, że kłótnie z matką nie będą już tak bolały. Chciałam się nauczyć tłumienia własnych uczuć, a tym samym tego głęboko siedzącego strachu.”

„Takie przestępstwo jak popełnione na mnie tworzą wyraziste, czarno - białe rusztowanie dla kategorii oznaczających dobra i zło, na którym opiera się nasz społeczeństwo. Sprawca musi być bestią po to, żeby członek tego społeczeństwa mógł stanąć po stronie dobra. Przestępstwo trzeba ozdobić sadomasochistycznymi fantazjami i dzikimi orgiami, aż zostanie tak wykoślawione, że nie będzie miało absolutnie żadnej styczności z życiem społecznym.
A ofiara musi być złamana i taka pozostać, aby mógł się uruchomić mechanizm wyrzucania zła na zewnątrz. Ofiara, która nie przyjmuje tej roli, uosabia sprzeczność wewnątrz społeczeństwa. Ale tego nikt nie chce widzieć, bo inaczej trzeba by się zająć sobą.
Z tego właśnie powodu podświadomie wyzwalam w niektórych ludziach agresję. Być może dlatego, że przestępstwo i wszystko, co mnie w związku z nim spotkało, wyzwala agresję. Ponieważ jestem jedyna dostępna osobą po samobójstwie porywacza, celują właśnie we mnie. szczególnie zawzięcie, kiedy chcę, aby społeczeństwo bliżej przyjrzało się tej sprawie. Żeby dostrzegło, iż ten kto mnie porwał, był także człowiekiem. Jednym z tech, którzy w nim żyli. Każdy kto anonimowo reaguje na forach w Internecie, może zrzucać cała swoją nienawiść prosto na mnie. To jest nienawiść społeczeństwa do siebie, społeczeństwa skonfrontowanego ze sobą i zmuszonego do zastanowienia, dlaczego dopuszcza do czegoś takiego. Dlaczego ludzie żyjący pośród nas mogą aż tak się wykoleić i nikt tego nie zauważa? Przez osiem długich lat. Ludzie, którzy rozmawiają ze mną podczas wywiadów czy spotkań, postępują subtelniej: wypowiadając ledwie dwa słowa, czynią mnie - jedyna osobę, która przeżyła uwięzienie - po raz drugi ofiarą. Mówią tylko: "syndrom sztokholmski".”



          Natascha Kampusch została porwana w drodze do szkoły, gdy miała zaledwie dziesięć lat. Przez kolejne osiem lat, a dokładnie tytułowe „3096 dni” była więziona pod ziemią w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu mierzących około 5 metrów kwadratowych.  To wstrząsająca opowieść dziewczyny, która po wielu latach w zamknięciu, będąc zastraszaną, poniżaną, bitą i maltretowaną sama zdołała się uwolnić z rąk porywacza.

           Porywacz, w dniu porwania miał trzydzieści sześć lat i był inżynierem. Z początku wmawiał dziewczynce, że ma ją przekazać dalej – „innym ludziom”, w kolejnych dniach okazało się, że małe pomieszczenie piwniczne zostanie jej domem, a od teraz Priklopil będzie jej  jedyną rodziną.

          W pierwszym okresie stosował wobec niej najcięższe psychicznie tortury. Wyjący wentylator, dzięki któremu mogła oddychać pod ziemią i nieustannie paląca się goła żarówka pod sufitem nękały ją mieszając dzień z nocą. Z początku porywacz był wręcz usłużny w stosunku do niej. Spełniał jej dziecięce zachcianki upominając, że musi być grzeczna, bo inaczej będzie musiał ją ukarać. Wraz z wiekiem stosunek porywacza do Nataschy zmieniał się.

          Priklopil zaczął dawkować jej żywność, doprowadzając ją do skrajnej niedowagi.  Karał ją wyłączając światło, co ograniczało możliwość życia w ciemnej piwnicy.  Zmuszał ją do usługiwania mu i sprzątania całego domu. Przy tych czynnościach zawsze musiała być w pół nago. To był akt nie tylko poniżenia, a przede wszystkim jego gwarancja, że dziewczyna nie ucieknie w pół goła. Coraz częściej i z coraz mniejszych powodów była bita i maltretowana.

          Natascha Kampusch jako porwana jako dziecko dużo łatwiej zaakceptowała to, że po raz kolejny ktoś dorosły sprawuje nad nią pieczę, zabrania czegoś i karze. Ona sama przyznaje, że dziecku dużo łatwiej się przystosować do pewnych sytuacji i to ją uratowało. Całe szczęście, nigdy nie dała sobie wmówić, że rodzice jej nie kochają, a ona jest zdana jedynie na porywacza. Dzięki jej wierze i silnej woli w końcu odważyła się uciec. Wolfgang Priklopil popełnił samobójstwo rzucając się pod pociąg po jej ucieczce.

          To wstrząsająca historia ze szczęśliwym zakończeniem. Wiele razy musiałam sobie powtarzać, że to wydarzyło się naprawdę. Czytając książkę utwierdziłam się w przekonaniu jak silna musiała być ta mała dziewczynka, a następnie kobieta, że przeżyła to wszystko co działo się w czterech ścianach domu na przedmieściach Wilna. A następnie to wszystko co działo się po uwolnieniu. Czytając książkę trzeba pamiętać, że to prawdziwa historia spisana przez osobę, która jak najwierniej chciała nam przedstawić swoją historię i nakreślić całą sytuację. Nie jest to powieść i nie jest napisana przez kogoś mającego jakiś warsztat literacki. Takich książek nie da się ocenić, ale najważniejsze, że historia została spisana i przekazana światu.



____________________________________________________
Natascha Kampusch, „3096 dni”, Sonia Draga, 2011, 280 stron

10 komentarzy:

  1. Słyszałam o tej książce ale jak dla mnie za bardzo dołująca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety historia tej dziewczyny nie była zbyt lekka i przyjemna. Całe szczęście jest już lepiej.

      Usuń
  2. Aż nie chce się wierzyć, że to prawdziwa historia. Jakiś czas temu o niej słyszałam, jednak przy okazji publikacji książki pojawiły się zarzuty, że jest napisana "wypranym z emocji" językiem. To prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy wypranym z emocji bym nie powiedziała. Jest raczej pisana z pewnym dystansem, którego autorka musiała nabrać do siebie, aby móc powiedzieć głośno o swoich przeżyciach. Mam wrażenie, że niektórzy chcieliby, aby Natascha była płaczliwą, słabą kobietą, a nie silną i zdecydowaną.

      Usuń
  3. Widziałam fragment filmu o jej historii. Tylko fragment, bo włączyłam go w trakcie trwania i powiedziałam sobie, że "chce zobaczyć od początku do końca, a nie od środka". A później zapomniałam...
    Nie wiedziałam, że jest książka!!! W takim razie, kiedy już sobie przypomniałam o 3096 dniach, będę musiała chyba sięgnąć najpierw po nią.

    Pozdrowienia z Po drugiej stronie książki od Książniczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze najpierw czytam książkę, później oglądam ekranizację chyba, że o niej dowiem się już po obejrzeniu filmu. Ekranizacja jest godna polecenia i również była nadzorowana przez Nataschę. ;)

      Usuń
  4. chętnie sięgnę po tę propozycję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Historię znam z filmu pod tym samym tytułem, bardzo poruszająca opowieść. Myślę, że warto ją także przeczytać. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za mną już i książka i film. Polecam i jedno i drugie ;)

      Usuń

Copyright © zazakladka.blogspot.com , Blogger