„Nienawidziłam uczucia bezradności, które przypominało mi, że jestem
dzieckiem. Chciałam być reszcie dorosła w nadziei, że kłótnie z matką nie będą
już tak bolały. Chciałam się nauczyć tłumienia własnych uczuć, a tym samym tego
głęboko siedzącego strachu.”
„Takie przestępstwo jak popełnione na mnie tworzą wyraziste, czarno -
białe rusztowanie dla kategorii oznaczających dobra i zło, na którym opiera się
nasz społeczeństwo. Sprawca musi być bestią po to, żeby członek tego
społeczeństwa mógł stanąć po stronie dobra. Przestępstwo trzeba ozdobić
sadomasochistycznymi fantazjami i dzikimi orgiami, aż zostanie tak
wykoślawione, że nie będzie miało absolutnie żadnej styczności z życiem
społecznym.
A ofiara musi być złamana i taka pozostać, aby mógł się uruchomić mechanizm wyrzucania zła na zewnątrz. Ofiara, która nie przyjmuje tej roli, uosabia sprzeczność wewnątrz społeczeństwa. Ale tego nikt nie chce widzieć, bo inaczej trzeba by się zająć sobą.
Z tego właśnie powodu podświadomie wyzwalam w niektórych ludziach agresję. Być może dlatego, że przestępstwo i wszystko, co mnie w związku z nim spotkało, wyzwala agresję. Ponieważ jestem jedyna dostępna osobą po samobójstwie porywacza, celują właśnie we mnie. szczególnie zawzięcie, kiedy chcę, aby społeczeństwo bliżej przyjrzało się tej sprawie. Żeby dostrzegło, iż ten kto mnie porwał, był także człowiekiem. Jednym z tech, którzy w nim żyli. Każdy kto anonimowo reaguje na forach w Internecie, może zrzucać cała swoją nienawiść prosto na mnie. To jest nienawiść społeczeństwa do siebie, społeczeństwa skonfrontowanego ze sobą i zmuszonego do zastanowienia, dlaczego dopuszcza do czegoś takiego. Dlaczego ludzie żyjący pośród nas mogą aż tak się wykoleić i nikt tego nie zauważa? Przez osiem długich lat. Ludzie, którzy rozmawiają ze mną podczas wywiadów czy spotkań, postępują subtelniej: wypowiadając ledwie dwa słowa, czynią mnie - jedyna osobę, która przeżyła uwięzienie - po raz drugi ofiarą. Mówią tylko: "syndrom sztokholmski".”
A ofiara musi być złamana i taka pozostać, aby mógł się uruchomić mechanizm wyrzucania zła na zewnątrz. Ofiara, która nie przyjmuje tej roli, uosabia sprzeczność wewnątrz społeczeństwa. Ale tego nikt nie chce widzieć, bo inaczej trzeba by się zająć sobą.
Z tego właśnie powodu podświadomie wyzwalam w niektórych ludziach agresję. Być może dlatego, że przestępstwo i wszystko, co mnie w związku z nim spotkało, wyzwala agresję. Ponieważ jestem jedyna dostępna osobą po samobójstwie porywacza, celują właśnie we mnie. szczególnie zawzięcie, kiedy chcę, aby społeczeństwo bliżej przyjrzało się tej sprawie. Żeby dostrzegło, iż ten kto mnie porwał, był także człowiekiem. Jednym z tech, którzy w nim żyli. Każdy kto anonimowo reaguje na forach w Internecie, może zrzucać cała swoją nienawiść prosto na mnie. To jest nienawiść społeczeństwa do siebie, społeczeństwa skonfrontowanego ze sobą i zmuszonego do zastanowienia, dlaczego dopuszcza do czegoś takiego. Dlaczego ludzie żyjący pośród nas mogą aż tak się wykoleić i nikt tego nie zauważa? Przez osiem długich lat. Ludzie, którzy rozmawiają ze mną podczas wywiadów czy spotkań, postępują subtelniej: wypowiadając ledwie dwa słowa, czynią mnie - jedyna osobę, która przeżyła uwięzienie - po raz drugi ofiarą. Mówią tylko: "syndrom sztokholmski".”
Natascha
Kampusch została porwana w drodze do szkoły, gdy miała zaledwie dziesięć lat.
Przez kolejne osiem lat, a dokładnie tytułowe „3096 dni” była więziona pod
ziemią w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu mierzących około 5 metrów
kwadratowych. To wstrząsająca opowieść
dziewczyny, która po wielu latach w zamknięciu, będąc zastraszaną, poniżaną,
bitą i maltretowaną sama zdołała się uwolnić z rąk porywacza.
Porywacz, w dniu porwania miał trzydzieści
sześć lat i był inżynierem. Z początku wmawiał dziewczynce, że ma ją przekazać
dalej – „innym ludziom”, w kolejnych dniach okazało się, że małe pomieszczenie
piwniczne zostanie jej domem, a od teraz Priklopil będzie jej jedyną rodziną.
W pierwszym
okresie stosował wobec niej najcięższe psychicznie tortury. Wyjący wentylator,
dzięki któremu mogła oddychać pod ziemią i nieustannie paląca się goła żarówka
pod sufitem nękały ją mieszając dzień z nocą. Z początku porywacz był wręcz
usłużny w stosunku do niej. Spełniał jej dziecięce zachcianki upominając, że
musi być grzeczna, bo inaczej będzie musiał ją ukarać. Wraz z wiekiem stosunek
porywacza do Nataschy zmieniał się.
Priklopil
zaczął dawkować jej żywność, doprowadzając ją do skrajnej niedowagi. Karał ją wyłączając światło, co ograniczało
możliwość życia w ciemnej piwnicy.
Zmuszał ją do usługiwania mu i sprzątania całego domu. Przy tych
czynnościach zawsze musiała być w pół nago. To był akt nie tylko poniżenia, a
przede wszystkim jego gwarancja, że dziewczyna nie ucieknie w pół goła. Coraz
częściej i z coraz mniejszych powodów była bita i maltretowana.
Natascha
Kampusch jako porwana jako dziecko dużo łatwiej zaakceptowała to, że po raz
kolejny ktoś dorosły sprawuje nad nią pieczę, zabrania czegoś i karze. Ona sama
przyznaje, że dziecku dużo łatwiej się przystosować do pewnych sytuacji i to ją
uratowało. Całe szczęście, nigdy nie dała sobie wmówić, że rodzice jej nie
kochają, a ona jest zdana jedynie na porywacza. Dzięki jej wierze i silnej woli
w końcu odważyła się uciec. Wolfgang Priklopil popełnił samobójstwo rzucając się
pod pociąg po jej ucieczce.
To wstrząsająca
historia ze szczęśliwym zakończeniem. Wiele razy musiałam sobie powtarzać, że
to wydarzyło się naprawdę. Czytając książkę utwierdziłam się w przekonaniu jak
silna musiała być ta mała dziewczynka, a następnie kobieta, że przeżyła to
wszystko co działo się w czterech ścianach domu na przedmieściach Wilna. A
następnie to wszystko co działo się po uwolnieniu. Czytając książkę trzeba
pamiętać, że to prawdziwa historia spisana przez osobę, która jak najwierniej
chciała nam przedstawić swoją historię i nakreślić całą sytuację. Nie jest to
powieść i nie jest napisana przez kogoś mającego jakiś warsztat literacki.
Takich książek nie da się ocenić, ale najważniejsze, że historia została
spisana i przekazana światu.
____________________________________________________
Natascha Kampusch, „3096 dni”, Sonia Draga, 2011, 280 stron
Słyszałam o tej książce ale jak dla mnie za bardzo dołująca...
OdpowiedzUsuńNo niestety historia tej dziewczyny nie była zbyt lekka i przyjemna. Całe szczęście jest już lepiej.
UsuńAż nie chce się wierzyć, że to prawdziwa historia. Jakiś czas temu o niej słyszałam, jednak przy okazji publikacji książki pojawiły się zarzuty, że jest napisana "wypranym z emocji" językiem. To prawda?
OdpowiedzUsuńCzy wypranym z emocji bym nie powiedziała. Jest raczej pisana z pewnym dystansem, którego autorka musiała nabrać do siebie, aby móc powiedzieć głośno o swoich przeżyciach. Mam wrażenie, że niektórzy chcieliby, aby Natascha była płaczliwą, słabą kobietą, a nie silną i zdecydowaną.
UsuńWidziałam fragment filmu o jej historii. Tylko fragment, bo włączyłam go w trakcie trwania i powiedziałam sobie, że "chce zobaczyć od początku do końca, a nie od środka". A później zapomniałam...
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że jest książka!!! W takim razie, kiedy już sobie przypomniałam o 3096 dniach, będę musiała chyba sięgnąć najpierw po nią.
Pozdrowienia z Po drugiej stronie książki od Książniczki
Ja zawsze najpierw czytam książkę, później oglądam ekranizację chyba, że o niej dowiem się już po obejrzeniu filmu. Ekranizacja jest godna polecenia i również była nadzorowana przez Nataschę. ;)
Usuńchętnie sięgnę po tę propozycję :)
OdpowiedzUsuńGorąco polecam ;)
UsuńHistorię znam z filmu pod tym samym tytułem, bardzo poruszająca opowieść. Myślę, że warto ją także przeczytać. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZa mną już i książka i film. Polecam i jedno i drugie ;)
Usuń